wtorek, 25 sierpnia 2015

" Z SERCA DO DZIECI "

                        DOŁĄCZ DO AKCJI

               "Z serca do
                                 Dzieci"







2015.08.25 Polski Czerwony Krzyż - P&G - Kaufland rozpoczynają ogólnopolską akcję „Z serca dla dzieci”





25.08.2015 r. Polski Czerwony Krzyż, P&G i Kaufland rozpoczynają ogólnopolską akcję „Z serca dla dzieci”, której celem jest pomoc dzieciom z najuboższych rodzin w Polsce. Kampania jest pierwszym etapem współpracy z P&G, w kolejnym etapie będą  przekazywane pieluszki i wyprawki dla potrzebujących podopiecznych PCK.






Serdecznie zapraszamy wszystkich do włączenia się w akcję.
Przyłączyć może się każdy! 
Jak Ty możesz pomóc?
Wystarczy do 30 września odwiedzić dowolny sklep Kaufland i kupić produkty wybranych marek P&G: Always, Ariel, Bonux, Fairy, Gillette, Head&&Shoulders, Lenor, Old Spice, Pampers, Pantene i Vizir. 1% z ich sprzedaży zostanie przekazany na rzecz podopiecznych PCK.

czwartek, 13 sierpnia 2015

CHŁODNIK TUPUSIA


Nie ma to jak kochani chłodniczek na takie upały , smaczny, syty i zdrowy 



SKŁADNIKI :

- 2 pęczki botwinki
- pęczek rzodkiewki
- pęczek koperku
- pęczek szczypiorku
- ząbek czosnku
- 5 małych ogórków gruntowych
- około 1,5 litra wywaru warzywnego
- litr jogurtu lub maślanki
- sól , pieprz do smaku
- sok z cytryny
Jako dodatek jajka na twardo


PRZYGOTOWANIE :

Botwinkę umyć , drobno posiekać razem z buraczkami
Bulion zagotować , dodać botwinkę , sól i pieprz do smaku
Gotować aż botwinka będzie miękka około 15-20 minut
Wymieszać z sokiem z cytryny , przecedzić , ostudzić i schłodzić w lodówce

Schłodzony wymieszać z jogurtem lub maślanką , przecedzić raz jeszcze by uzyskać gładką konsystencję

Ogórki zetrzeć na tarce o grubych oczkach , tak samo rzodkiewkę , zioła posiekać drobno , czosnek przecisnąć przez praskę

Wszystko łączymy , odstawiamy do lodówki 
Podajemy dobrze schłodzone z jajkiem na twardo , dla bardziej wyrazistego smaku polecam dodać trochę chrzanu





                         SMACZNEGO ŻYCZĘ !



                                     BON APPETIT !!








czwartek, 6 sierpnia 2015

Andrzej Duda mówi o głodnych dzieciach. Buczenie w ławach PO - Wiadomości

Andrzej Duda mówi o głodnych dzieciach. Buczenie w ławach PO - Wiadomości



Przytoczone przez Panią Paulinę , internautkę - jakże trafione słowa :
"My wieMY jak jest i buczeniem nie da się zakrzyczeć rzeczywistości....witamy w Polsce buczący Panowie, choć WY udajecie, że TEGO nie ma, bo przecież Was TO nie dotyczy.....
"W pewnym momencie część posłów PO zaczęła buczeć. Taka była reakcja na słowa prezydenta Dudy o głodnych dzieciach w Polsce i o problemach tzw. polski powiatowej.
Siedziałam obok księdza, który chwilę później opowiedział mi o koloniach dla dzieci, jakie organizuje Caritas. Ksiądz mówił właśnie o głodnych dzieciach w Polsce. Szczególnie na tzw. prowincji widać dobrze z jak wieloma problemami się spotykają dzieci. Buczenie posłów PO było przede wszystkim wyrazem braku kultury. I chyba próbą zakrzyczenia rzeczywistości. To żałosne i przykre. Wydaję mi się, że w trakcie Zgromadzenia Narodowego, w trakcie zaprzysiężenia Prezydenta RP takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. Nie raz polski parlament, jego część, prezentowała już bardzo niski poziom kultury. Być może więc buczenie nie powinno zaskakiwać, choć takie rzeczy są niedopuszczalne. To świadczy o pewnym poziomie i pokazuje, jak wielką pracę mamy przed sobą, by wprowadzić w Polsce odpowiednie standardy."

niedziela, 2 sierpnia 2015

Moja wizja...Tak powstało Piekło...

Jam Lilith z czeluści piekielnych, byłam pierwsza przed Ewą..Chciał Bóg stworzyć coś pięknego , stworzył ideał a jakby mało było obdarzył ciepłymi uczuciami dzieło swoje...Kobieta pełna atrybutów piękna jak w puszce Pandory nie miała zainteresowania stworzycielem  , kusiła i czarowała zastępy anielskie Pana swego a w szczególności najlepszego, Lucyferem zwanego. W sidła piękności trafił nieszczęśnik i połączył się z Lilith w akcie miłosnym...Bóg w szale zazdrości , potępionych w otchłań skał ziemskich strącił przednio skrzydeł pozbawiając..Tak powstało piekło a Lilith tańczy w czarnych salach nadal uwodząc mężczyzn , zbiera czarne kwiaty do swego ogrodu..Przestroga dla tego który na drodze swej ją spotka , nie oprze się jej urokowi bo sposobu nie ma na Pani tej czary..Zatańcz z Lilith w jej salach balowych , bądź kwiatem dla jej ogrodu...






LALECZKA czyli Papusza


Papusza była wybitną poetką cygańską. Jej wiersze przetłumaczono na wiele języków europejskich. Dziś polscy Romowie są z niej dumni, choć jako artystce nie było jej łatwo żyć w cygańskiej wspólnocie. Doświadczyła odrzucenia, umierała w sławie i nędzy.

Papusza w języku romskim znaczy „Laleczka”, tak nazywali Bronisławę Wajs rodzice. Nie wiadomo dokładnie, kiedy się urodziła, Cyganie nie przywiązywali w tamtych czasach aż tak dłużej wagi do dat, nie zapisywali ich też nigdzie. W przypadku Papuszy podaje się dwie daty: 17 sierpnia 1908 lub 10 maja 1910 r. Natomiast miejsce urodzenia jest jedno – Lublin. Tyle że Papusza urodziła się w czasach, gdy cygańskie tabory po prostu wędrowały, więc nie dziwmy się, że czasem twierdziła, że urodziła się w Grodnie.
Jej życie zapewne przebiegałoby zwyczajnie, jak jednej z wielu polskich Cyganek, gdyby nie pewien przypadek. Śpiewałaby dla siebie w czasie codziennych prac domowych, mówiłaby wierszem do męża, wróżąc, opowiadałaby poematy, i to wszystko. Chociaż tak naprawdę nie wiadomo do końca, bo wprawdzie za publikację i rozpowszechnienie jej wierszy odpowiedzialny jest „gadź”, czyli „obcy”, to jednak sama Papusza od dziecka nie była tylko zwykłą Cyganką.

Cyganka chce czytać
Tabor, w którym przyszła na świat Papusza, wędrował po ziemiach wschodnich: Podola, Wołynia i okolicach Wilna. Pochodziła z grupy etnicznej Polska Roma, czyli polskich Romów nizinnych. Była innym dzieckiem niż reszta cygańskiej gromady, miała inną wrażliwość. Sama nauczyła się czytać, a pomogła jej w tym mała Żydówka, która chodziła do szkoły. W tajemnicy Papusza wymieniała złapane kury na chwile nauki czytania.
– Otóż, żem dobra dla ludzi i umiem czytać, to Cyganie ze mnie się śmieli i pluli na mnie... Co chcieli, to mówili na mnie, a ja im na złość czytałam jak najwięcej i wróżyłam dużo. Pluli na mnie, ale ja nieraz się zapłakałam i swoje robiłam, co mi się podobało. Zapisałam się do bibliotek i brałam jakiekolwiek książki, bo nie wiedziałam, jakie dobre, i tak już różniłam życie a życie. Prosiłam rodziców, żeby mnie dali do szkoły, ale nie chcieli słuchać: „No, będziesz pani nauczycielka”. I dałam spokój z tym, i tylko czytałam, czytałam, aż mnie oczy bolały – tak wspominała Papusza czas dzieciństwa.
Wydano ją za mąż normalnie, czyli wcześnie. Ona miała 16 lat, a jej mąż – Dionizy Wajs – ponad 40. Nie byli dobrym małżeństwem, chyba nie rozumiał jej artystycznej wrażliwości. Wajsowie byli muzykantami, grali na weselach, ciągle podróżowali. Papusza zajmowała się, jak inne kobiety, wróżeniem. Niestety, nie mogła zajść w ciążę, w końcu zdecydowała się więc zaadoptować dziecko. Jej syn, na którego mówiła Tarzan, nie był łatwym chłopcem i przysparzał rodzicom wiele problemów.
Po wojnie Papusza wędrowała z taborem po Ziemiach Odzyskanych. Jeden dzień zmienił jej życie: tabor odwiedził dwudziestokilkuletni mężczyzna, „obcy”. Chciał poznać życie Cyganów „od wewnątrz”, prosił o pozwolenie zamieszkania i życia z nimi przez jakiś czas. Był to Jerzy Ficowski, poeta zafascynowany kulturą cygańską. Przyjęty z życzliwością wędrował z taborem Papuszy.

Kara
Ficowski usłyszał, jak Papusza mówi w języku, którego nie rozumiał. Notował w zeszytach wszystko, co widział: tradycje, zwyczaje. Zauważył, że Papusza tworzy z głowy, tak od razu, swoje pieśni. Chcąc je zrozumieć, zaczął uczyć się języka romskiego, a Papuszę namawiał, żeby te swoje wiersze zapisywała. Kiedy Ficowski opuszczał tabor, poprosił Papuszę, żeby zapisała każdy kolejny wiersz i go mu przysłała. Zaprzyjaźnili się i rzeczywiście Papusza pisała do niego.
Był to czas, kiedy osiedliła się z rodziną w Żaganiu, a ostatecznie w Gorzowie Wielkopolskim. Pisała do Ficowskiego po romsku, a on tłumaczył jej poezję na polski. Pokazał te wiersze Tuwimowi, którt zafascynowany talentem Cyganki doprowadził do ich publikacji. Papusza z dnia na dzień stała się sławna. Niestety wtedy zaczął się też jej dramat. Tłumacząc bowiem Ficowskiemu znaczenia cygańskich słów i zgadzając się na przełożenie jej wierszy na język polski, przełamała bardzo silnie zakorzenione w kulturze romskiej tabu. Starszyzna uznała ją za godną potępienia. Nie wiadomo dokładnie, co działo się z Papuszą i jakie restrykcje spotkały ją ze strony współbraci. Ficowski bardzo cierpiał z tego powodu, choć ona nigdy nie miała do niego o to pretensji. Do końca życia mówiła o nim „Pszałoro” – Braciszek. Była świadoma, że jej wiersze mają dużą wartość i że nie robi żadnej krzywdy swojemu rodowi. Wiedziała jednak, że postąpiła wbrew wielowiekowym zwyczajom i musi za to ponieść karę.

Dramat kobiety, Cyganki i poetki
Żyła ze swoim mężem i adoptowanym synem bardzo ubogo, w ruderze, utrzymując się z wróżenia. Tuwim postarał się o honorarium dla niej i jakieś dotacje z Ministerstwa Kultury. Kiedy Ficowski opublikował w jednej ze swoich książek słownik polsko-cygański, wpadła w panikę, bała się i prosiła, aby spalił cały nakład. Wkrótce znalazła się w szpitalu psychiatrycznym. Dlaczego? Do dziś nie wiadomo na pewno. Niektórzy mówią, że faktycznie zachorowała, inni twierdzą, że te pobyty były związane z podreperowaniem jej stanu ogólnego, np. dożywieniu. Pod koniec życia a to była w szpitalu, a to odbierała kolejną nagrodę literacką czy brała udział w spotkaniach autorskich. Opiekowała się też starym mężem, zamykała się w sobie, miewała stany lękowe. Zmarła w 1987 r. w Inowrocławiu, gdzie zamieszkała ze swoją siostrą.
Nie pozostawiła po sobie dużej spuścizny literackiej, zaledwie 40 utworów zapisanych przez siebie własnoręcznie. Napisała je po cygańsku, nie znając zresztą zasad pisowni romskiej. Używała alfabetu polskiego. Pisała tak, jak mówiła, i nigdy swoich wierszy nie poprawiała. Nie stosowała interpunkcji i podziału na wersy – to była już interpretacja niedawno zmarłego Jerzego Ficowskiego. Pozostawiła też po sobie opisy swojego życia i listy do Ficowskiego.
Tak jedne, jak i drugie pisała po polsku. W swoich wierszach, o których mówiła, że to po prostu pieśni, pisała o dawnym wędrownym życiu. Z jednej strony postrzegała je – jak to normalnie bywa we wspomnieniach – jako piękne i romantyczne. Z drugiej jednak strony pisała o biedzie, poniewierce, głodzie. W tym kontekście uważała osiedlenie się jako coś dobrego i pozytywnego. A przecież doświadczała też dramatu zamknięcia w czterech ścianach, dramatu niemożności przystosowania się do życia w murach. Pisała też o czasach wojennych i gehennie ucieczek przed Niemcami i Ukraińcami. Pisała o tym, że czuje się Polką.
Od 1962 r. należała do Związku Literatów Polskich. Za życia opublikowane zostały dwa tomiki: Pieśni Papuszy w 1956 r. i Pieśni mówione w 1973. W 1996 r. rękopisy odkupiło od Jerzego Ficowskiego Ministerstwo Kultury i przekazało Stowarzyszeniu Twórców i Miłośników Kultury Cygańskiej w Gorzowie Wielkopolskim. Wiersze Papuszy przetłumaczono dotąd na języki: niemiecki, angielski, francuski, hiszpański, szwedzki, włoski. Obecnie powstaje film fabularny o życiu Papuszy i jej spotkaniu z Ficowskim, który reżyserują Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze.


Jerzy Ficowski  Śpiewka o cygańskiej śmierci

Cztery siostry, które uszły z ognia,
noszą w chustach niemowlęta co dnia.
I z uśmiechu migdałową trutką
wróżą, głodne, i przepowiadają jutro.
Ich spojrzenia duszne i zatrute
jak odjazdów zapach i cykuty.
Cztery siostry, cztery siostry, smagłe siostry
w chustach barwnie kolebiących dzieci niosły.
Kiedy pójdę sobie,
co zostawię tobie?
Zostawię ci, zostawię
moje wierne słowo.
Brzęczy księżyc niby wiadro w ciemnej sieni,
On wywróżył tym uliczkom smagłe cienie.
Włosy gładzi czarne i niebieskie.
Noc prowadzi. Jest nad Skaryszewską.
Sny ochrania ci kolczasty bieluń.
Opuść rzęsy. Sen się w ogień wcieli.
W cieple jego wędrownie i jasno
barw dodajesz zabłąkanym gwiazdom.
Pójdę sobie, pójdę
tam, gdzie nikt mnie nie zna.
Cyganie ni chłopi,
ani inni ludzie.
Szelest cieni w popiele, w popiele
i przydrożnie rozdeptany bieluń.
Dobrym duchom nieswojo, nieswojo,
Rzęs sklejonych i drutów się boją.
O zielone bogi drzew, o święci!
Czy widzicie ogień i Oświęcim?
Bogi wodne, leśne i przydrożne,
przybywajcie i pomóżcie siostrze!
Dziewczyno cygańska,
byłaś mą kochanką.
Choćbym inne pokochał,
ciebie nie opuszczę.
Ryczy płomień, pokąsany chłodem.
Ten sam ogień pożarł siostry młode.
Gwiazdy kute ze zmiażdżonym srebrem,
Amulety, zausznice ciepłe
znalazł powiew w popiele ukryte:
dusze dziewcząt spalonych przed świtem.
Cztery siostry, które z ognia uszły,
w rękach - dzieci, w oczach niosą wróżby.
Oj, śpiewam sobie, śpiewam
tę smutną piosenkę,
abym ją usłyszał
na dnie mojej duszy.

 „Biblia cygańska” 

Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska? Niepisana, wędrowna, wróżebna. Naszeptała ją babom noc srebrna, Naświetliła łuna świętojańska. I aromat w niej, jak mirt rozdarty, Leśny szum i gwiazdarska kabała, Cień mogilny, pięćdziesiąt dwie karty, Podkościelny dziad i mara biała. Kto tę księgę odkrył? My uczeni, Szperający w starzyźnie pamięci, Węchem gnani i przeczuciem tknięci, Pod spód zmysłów i myśli wpatrzeni. Dolinami zapadłej wiedzy Klechda kręta nurtuje jak rzeka: I nie w życiu i nie śmierci, lecz między, A na śmierć i na życie urzeka. Na tę księgę woskowymi łzami Kapią nocą żałobne gromnice, W tej to księdze ułudnymi domysłami Przewracają się sny jak stronice. Migające wibrują wersety, Nie uchwycisz, co się w nich ukrywa... Coś jak gdyby: męczeństwo poety... ...że coś zbawić ma... I księga się rozpływa. z tomu "Biblia cygańska", 1932

Święta Sara Patronka Cyganów

Módlmy się do niej, Cyganie wędrowni,
Do Czarnej Panny, skrzypkowie podróżni,
Dymem obozów i światłem czatowni,
Skórą, po której nas każdy odróżni.
Twarz jej oliwna rysuje się smagle
W nocy, gdy paproć odurza nas wonna
I tchu gdy braknie. W noc taką nas nagle
Budzi i błyska białkami Madonna.
Jak lampę ku nam ikonę pochyli
I uśmiech sączy liliową swą wargą:
W drogę ruszamy znów mila po mili,
W dół Karpatami, Uhrami, Kamargą.
Skąd to idziemy tak ciągle i po co
W tłumie do ujścia nieznanej podróży!
Z rąk powleczonych miłością i nocą
Święta wróżbiarka to wszystko wywróży.
Pierwsza na pomoc przed zgubą nadleci,
Zna szlaki wiatrów i ziemię palącą.
Módlmy się do niej, Cyganie, poeci,
Gdy tchu nam braknie i drogi się mącą.

Papusza Gdybym się nie nauczyła pisać, ja głupia, byłabym szczęśliwa : Wyznanie Papuszy :

To już nie las
a za daleko do świata
Zamknęła skrzypiącą sosnę drzwi
Nie ma jej w domu
BYŁAM ZWINNA
JAK WIEWIÓRKA LEŚNA
POMIMO ŻE BYŁAM
CZARNA
Teraz słania się
w każdą stronę pod wiatr
Nad nią sucha gałąź
Cała jej bieda
to był dobytek
kradziony rozrzutnie
Tylko pieśń
nie z cudzych kurników
Nakradła się dla niej liter
z podartych gazet plakatów szyldów
nawlekała w słowa takie
koraliki dla nikogo
Miała własne sosny w snach
Wykorzenili
Potyka się o wykroty
Postrzępili jej kolory
nie do zacerowania
nie do zaczarowania
I chusty nie będzie z tego
Żywioły zamknęły się w sobie
woda utonęła w wodzie
ogień spłonął w ogniu
ziemię pogrzebano w ziemi
Jej pieśń wybiegła za las
Echem
Pójdą poderżnąć mu gardło
Idą czarnobrodzi
z nożem w cholewie
z wycelowanym okiem
z klątwą syczącą w fajce
Na spotkanie
malutkiej jak szczyglik
ruszyło cygańskie podlesie
nocnych koniokradów
przez chrustu szczęk
przebiegły cienie
cygańskich przodków
Sosnowy las
ma tylko igły dla niej
Złote szyszki trzaskające
zaszły w popiół
Jej braciszkowie
ptakowie leśni
umilkli by się jej zaprzeć
Księżyc przyfrunął
wydać ją
BYŁA ZWINNA
JAK WIEWIÓRKA LEŚNA
POMIMO ŻE BYŁA
CZARNA
Uciekła od siebie
i już nie wróci
Zamknęła skrzypiącą sosnę drzwi
Nie ma jej nigdzie
Chciała swą pieśń
zakopać żywcem
litery wrzucić w mrowisko
Już je mrówki roznoszą po źdźble
Jąka się ptak
na jej ostatniej nucie
Tu już nie las
a za daleko do świata
Chodzi więc bardzo nisko
czarna wiewiórka z wysoka
donikąd
nigdzie
niczyja

* * * (Cyganka)

Cyganka która jest
we mnie
powiedziała
wyrzuć to "we mnie"
i już
Nie musisz śmierci
podawać lustra
bo całą noc "być"
to dla niej jeden wieczór
Cała moc "być"
to właśnie
wczoraj
bez nocy
bez dnia
bez dna

Na śladach ognisk grzyby wyrosły

Wśród czarnych lasów grzyby
na śladach ognisk wyrosły,
czarnogłowe jak cyganięta.
Czarni, biedni Cyganie
z czarnych lasów odeszli:
wielkie szczęście porzuciło ich
i w grzybach zostało.
Kto je zbiera , ten wspomni Cyganów.
Dziś w domach Cyganięta
jak borowiczki rosną,
zapominają o lesie.
Ojcowie, matki tyle lasów
dziś opłakują.
To z ich łez tyle grzybów wyrosło.
Na wszystko pada złoty liść
niesiony przez wiatry -
taki drogowskaz, co prowadzi
we wszystkie strony.
Słońce o grzybach pamięta,
przy każdym pniu je ogrzewa,
a ktoś je zbiera i niesie.
Biedny grzybek, umrzeć mu przyszło,
a tak chciał zostać w lesie!
Gałęzie
Gałęzie smutnieją jesienią,
a weselą się w maju.
One przykład mi dają,
dobrą wskazują drogę.
Nie trzeba mi, Boże, nic więcej!
W maju najlepiej
mieszkać sobie nad wodą,
układać się do snu w lesie.
Wypatruję przez okno,
czy nie jedzie rodzina.
Jadą Cyganie wieloma wozami
i powiadają tak:
Czyście Cyganie, czy chłopi,
że tak harujecie w maju?
Czyście już pogłupieli?
Ogniska cygańskie mchem już zarastają!
Czy w Boga wierzycie,
Nie bójcie się, wyjeżdżajcie,
czy Kalwin was opętał jakiś?
Nie bójcie się, wyjeżdżajcie.
O was śpiewają ptaki!

CYGAŃSKA DUSZA

Cygańska dusza wiedzie mnie
Leśnymi drogami marzeń
To dusza jasna i prorocza
Która wie i zna
Bieg przyszłych zdarzeń
Wędruje przez pachnące
Gąszcze malin
W nich ukryte bijące serce lasu
Drapieżną piosenką życia zaśpiewa
Do nadrzecznych roztańczonych kalin
Napełnionych bielą poranku
Rozkołysanych niebieskim wiatrem
Ich odbicia w wodzie
Błyszczą i pełzną
Ku dębom starym
Których korzenie
Stopy starego człowieka
Wkraczają w głąb wieczności
I przemijania
Moja cygańska dusza
Moja cygańska tęsknota
To dobra jasność złota
Życzliwa ludziom

LESIE, OJCZE MÓJ (weszo, dadoro miro)

Lesie, ojcze mój,
czarny ojcze,
ty mnie wychowałeś,
ty mnie porzuciłeś.
Liście twoje drżą
i ja drżę jak one,
ty śpiewasz i ja śpiewam,
śmiejesz się i ja się śmieję.
Ty nie zapomniałeś
i ja cię pamiętam.
O, Boże, dokąd iść?
Co robić, skąd brać
bajki i pieśni?
Do lasu nie chodzę,
rzeki nie spotykam.
Lesie, ojcze mój,
czarny ojcze!

GDZIE JEST MOJA SPÓDNICA ZE WSZYSTKICH KWIATÓW ŚWIATA (kaj sy miri podźi)

Panie, gdzie jest moja spódnica,
ta czerwona i biała,
ze wszystkich kwiatów świata?
Kto mi ją podarł na strzępy?
Gdzie ona jest, powiedzcie!
Mój Boże, taka śliczna była,
jakże mam ją zapomnieć?
Moje białe, czerwone i zielony lasy,
moje czarne wieczory,
godziny północne
już nic nie pamiętają
i nie wiedzą wcale,
gdzie chłopka jakaś,
a może Cyganka,
chodzi w mojej spódnicy,
śmieje się i śpiewa!
Panie, jak ja ją szyłam!
Jak ją układałam!
Daleko w górach, dolinach przystaję,
tu i tam się rozglądam:
gdzie jest moja spódnica
czerwona, biała, czarna,
ze wszystkich kwiatów świata?
I zawołałam: – co się stało?
Chcecie gdzieś zgubić suknię moją?
Jest ona jeszcze,
choć już bardzo stara.
Dawno ją szyłam sobie,
aż raz z rąk mi wypadła,
kiedy sen mnie zmorzył.
Alem się obudziła i wróżę ci, panie,
że ją znajdę jeszcze.

Pieśń

Po wielu latach,
a może już niedługo, wcześniej,
twe ręce moją pieśń odnajdą.
Skąd wzięła się?
Czy w dzień, czy we śnie?
I wspomnisz, i pomyślisz
o mnie
– czy bajką było to,
czy prawdą?
I o moich piosenkach
i wszystkim
zapomnisz.
(z tomu Pieśni Papuszy)






Plebiscyt